Kilka słów o pudrze Maybelline Affinitone

Kilka słów o pudrze Maybelline Affinitone

Dawno mnie tu nie było, ale ostatnio jestem strasznie zabiegana. Nałożyło mi się tyle rzeczy. Wstawałam o 4 a wracała po 20, więc brałam szybką kąpiel i od razu kładłam się spać. Nie było czasu na bloga. Najpierw do pracy, z pracy na zajęcia. Na razie  tylko szkolenie, ale mam nadzieję, że dostanę pracę. Jutro już będę rozmawiała z szefową :)

A dzisiaj będzie o pudrze z Maybelline, który możecie zobaczyć na poniższym zdjęciu:


Początkowo go lubiła, ale z każdym kolejnym użyciem moje zdanie na jego temat zmieniało się coraz bardziej. Próbowałam go stosować z różnymi podkładami, ale zawsze wszystko wyglądało tak samo. Przejdźmy do rzeczy.

Od czego zacząć ? Może na początek od plusów. Do takich zaliczyć można na pewno przystępną cenę (zwłaszcza na promocji), ma bardzo fajne i wygodne opakowanie z lusterkiem, jest bardzo wydajny, spory wybór kolorów i fajna przyjemna formuła/konsystencja. Więcej plusów tego produktu nie widzę. 

Teraz będzie ta mniej przyjemna część, a mianowicie minusy. Przede wszystkim puder bardzo słabo i na bardzo krótko matuje (na czym przy cerze tłustej bardzo mi zależy). Początkowo po nałożeniu cera jest matowa, ale efekt szybko znika i przy mojej tłustej cerze po godzinie już się cała błyszczę. Nawet bez pudru moja cera aż tak się nie błyszczy jak przy tym pudrze. Dodatkowo daje bardzo pudrowy, nienaturalny efekt na twarzy i tworzy na niej maskę. Podkreśla niedoskonałości, a cera moja cera nie wygląda po jego użyciu korzystnie i do tego szybko się ściera. W opakowaniu znajdziemy gąbeczkę, która jest beznadziejna i strasznie się nią nakłada puder, używałam jej jedynie poza domem, gdy musiałam dokonać poprawek (co musiałam robić dosyć często). Sam puder posiada w sobie delikatne drobinki, które nie są widoczne na cerze.


Obecnie męczę się z tym pudrem i usilnie próbuję go wykończyć. Na szczęście już niewiele go zostało, co widać na powyższym zdjęciu. Już nie mogę się doczekać aż go skończę i wyrzucę. Może lepiej sprawdza się na cerze suchej, tego nie wiem, ale na pewno nie polecam dla cer tłustych. Ja się z nim nie polubiłam i na pewno do niego nie wrócę.

A Wy miałyście ten puder ? Jakie jest Wasze zdanie na jego temat ? Również się u Was nie sprawdził, czy tylko ja mam o nim takie złe zdanie ?
Żel do usuwania skórek od cztery pory roku

Żel do usuwania skórek od cztery pory roku

Na wstępie życzę Wam wszystkim wesołych, spokojny i rodzinnych Świąt Wielkanocnych :)

A dzisiaj przychodzę do Was z recenzją nowości na wiosnę od Cztery Pory Roku. Jak widać po tytule pod lupę biorę dzisiaj żel do usuwania skórek 3w1. Jak się u mnie sprawdzał przez okres używania ? Tego dowiecie się w dalszej części postu. Zapraszam do czytania. 


Na początek zacznijmy od sprawdzenia zapewnień producenta. Na poniższym zdjęciu możecie zobaczyć co gwarantuje producent, jak należy używać produktu, jaki jest jego skład i dowiedzieć się o ostrzeżeniach w stosowaniu tego specyfiku.

Jak można się dowiedzieć z opakowania, produkt trzeba nałożyć na 60 sekund, po upływie czasu odsunąć skórki i dokładnie spłukać ciepłą wodą z mydłem. Nie należy stosować na uszkodzoną lub wrażliwą skórę, bezwzględnie unikać kontaktu z oczami (może powodować utratę wzroku !), nie stosować częściej niż 2 razy w tygodniu.


Sam produkt zamknięty jest w bardzo wygodnym opakowaniu w formie pisaka, który ułatwia aplikację. Wystarczy tylko przekręcić dolną część pisaka, a produkt pojawia nam się na pędzelku i możemy go w bardzo łatwy sposób nałożyć i przy użyciu pędzelka wmasować w skórki. Taka forma jak najbardziej mi odpowiada i za to duży plus. Jest naprawdę wygodny i praktyczny. Niestety nigdzie nie znalazłam informacji o pojemności tego żelu, nie da się też kontrolować pozostałej ilości w pisaku. Napisy na pisaku strasznie się ścierają. O ile tutaj jeszcze są widoczne, to na pisaku z odżywką starły się już całkowicie. Jest to o tyle kłopotliwe, że jeżeli posiadamy oba pisaki i nie trzymamy ich w pudełeczku (a zajmuje ono jednak niepotrzebnie miejsce) to trudno rozpoznać oba pisaki i łatwo o pomyłkę. Można je rozpoznać po zapachu i konsystencji, ale jednak wolałabym od razu wiedzieć, który jest który. Na zatyczce znajduje się taka gumowa końcówka, którą można by nią się posłużyć do odsuwania skórek, ale jest trochę chwiejna, może wypaść i jednak dużo lepiej sprawdza się drewniany patyczek. Ale to już kwestia indywidualna bo może akurat Wam ta gumowa końcówka przypadnie do gustu. Ja wolę coś stabilniejszego i twardszego, czyli patyczek. 


Przejdźmy do najważniejszego, czyli działania. Próbowałam tego produktu do skórek na dłoniach, jak i na stopach. Na dłoniach, gdzie skórki mam dosyć delikatne i cienkie sprawdza się świetnie. Bardzo fajnie zmiękcza, nawilża i pomaga w ich odsunięciu i usunięciu. Niestety na stopach, gdzie skórki są już grubsze i twardsze ich usunięcie przy użyciu pisaka jest już trudniejsze. Niestety średnio radzi sobie z twardszymi skórkami. Ja jednak znalazłam na to sposób i nakładałam go po kąpieli, kiedy skórki były już trochę zmiękczone. Za to przyznaję mu minusa. 

Poza tym ma przyjemną, żelową konsystencję, nie rozlewa się, łatwo aplikuje i jest jest bezzapachowy. W składzie ma 10% gliceryny i 3% aloe vera. Nie wysusza i nie powoduje pieczenie. U siebie nie zauważyłam też żadnego podrażnienia z jego strony. 

Produkty już zaczęły się pojawiać w drogeriach. Jest dostępny w Rossmannie, Hebe, drogeriach koliber i w Carrefourze. Ja widziałam niedawno w Rosmannie. Nie potrafię sobie przypomnieć ceny, ale był bardzo tani, jak wszystkie produkty Cztery Pory Roku. 


Podsumowując jest to przyzwoity produkt, z którym się polubiłam. To co mu mogę zarzucić i co jest jego największym minusem to fakt, że nie radzi sobie z twardszymi i grubszymi skórkami. Dlatego zdecydowania wolę go używać na dłonie, gdzie moje skórki są znacznie delikatniejsze. Jeżeli nie macie twardych i grubych skórek to na pewno również się z nim polubicie bo jak już pisałam żel ten ładnie je zmiękcza, ułatwia odsunięcie/usunięcie i nie podrażnia. Przy twardszych skórkach polecam przed manicurem/pedicurem kąpiel i wtedy żel nie będzie sprawiał większych problemów. Od strony przyszłej kosmetyczki mogę dodać, ze tradycyjnie przy zabiegach manicure zawsze się wykonuje kąpiel, a następnie nakłada preparat na skórki. Do tego bardzo wygodny opakowanie i aplikator. Ja mimo wszystko jestem na tak i pewnie, gdy już mi się skończy to sięgnę po niego ponownie. Na razie przy regularnym używaniu od miesiąca czy dwóch jeszcze się nie skończył, tak więc jest wydajny, a cena zachęcająca.


Jeszcze raz Wesołych Świąt :)
I jak tu Cię polubić ? Ziaja krem bionawilżający do cery tłustej i mieszanej

I jak tu Cię polubić ? Ziaja krem bionawilżający do cery tłustej i mieszanej

Zawsze wychodzę z założenia, że pisząc recenzję danego produktu to najpierw powinnam go używać przez dłuższy czas, aby móc się obiektywnie wypowiedzieć na jego temat. Dzisiaj będzie inaczej. Poniższy krem użyłam zaledwie kilka razy. Pewnie spytacie się dlaczego robię robię recenzję produktu, którego nie używałam ? Odpowiedź na to pytanie znajdziecie poniżej. 


Zacznijmy od plusów. Krem ten, jak wszystkie produkty ziaji, jest bardzo tani. Konsystencję ma delikatną, aksamitną i bardzo łatwo rozprowadza się na twarzy, a  skóra po nim jest bardzo gładka oraz miła w dotyku. Krem szybko się wchłania i dzięki swojej delikatnej konsystencji sprawdza się fajnie pod makijaż (gdyby nie jeden nieprzyjemny fakt). Zapach jest delikatny i przyjemny.


Według producenta krem ma intensywnie nawilżać, regulować aktywność gruczołów łojowych, zmniejszać nadmierne złuszczanie naskórka oraz skutecznie łagodzić podrażnienia i doskonale sprawdzać się pod makijaż.
Mogę jedynie stwierdzić, że fajnie sprawdzałby się pod makijaż. Niestety o jego działaniu nie mogę nic powiedzieć. Nie mogę stwierdzić stwierdzić na ile zapewnienia producenta są prawdziwe, ponieważ jak mówiłam go zaledwie kilka razy. A dlaczego ? Dlatego, że krem ten strasznie mnie zapycha. Gdy nakładałam go na wieczór to rano wstawałam z kilkoma podskórnymi, bolącymi krostami. Potem przez kilka dni musiałam doprowadzać twarz do normalnego stanu. Gdy nakładałam go rano pod makijaż i wieczorem zmywałam makijaż było dokładnie to samo. Do tego po jego użyciu zwiększała mi się znacznie ilość zaskórników. A to wszystko działo się po kilku godzinach od nałożenia. Nie mogłam go użyć więcej niż jeden dzień tak bardzo mnie zapychał. Dawałam mu już nie jedną szansę, ale zawsze kończyło się tak samo.

Aby znaleźć przyczynę jego zapychanie wystarczy spojrzeć na jego skład.


Niestety przy jego zakupie nie spojrzałam na skład, zorientowałam się dopiero w domu, ale stwierdziłam, ze może nie zrobi mi krzywdy. Myliłam się. Na trzecim miejscu w składzie ma parafinę, która może działać zapychająco. Patrząc dalej możemy znaleźć jeszcze substancje takie jak: Caprylic/Capric Triglyceride czy Isopropyl Myrisat, które podobnie jak parafina są substancjami komedogennymi. Nic więc dziwnego, że krem ten mnie zapycha.

Zastanawia mnie tylko jedno. Dlaczego krem, który zawiera tyle substancji komedogennych jest dedykowany dla cer tłustych i mieszanych ? Kto opracowywał skład tego kremu i wymyślił sobie, że będzie idealny dla tłustej cery, która jest podatna na zapychanie, jest tłusta, wytwarza dużo sebum i ma już wystarczająco dużo problemów z zaskórnikami i innymi niespodziankami na twarzy ?

Dla mnie ten krem to porażka. Oddam go mojej mamie albo zużyję do stóp bo na twarz już na pewno go nie nałożę, więcej szans mu nie dam.
Dużo nowości prosto z DM-u :)

Dużo nowości prosto z DM-u :)

Było denko to czas na uzupełnienie zapasów :D Od wczoraj mogę się cieszyć sporą ilością nowych, świeżutkich kosmetyków prosto z DM-u. Taka paczka zawsze niesamowicie mnie cieszy. 


A poniżej możecie zobaczyć co dokładnie do mnie przybyło :)


Przede wszystkim szampony bo już mi się pokończyły, a szampony to mi szybko schodzą. A do tego odżywka, którą miałam okazję już używać. jest fajną lekką odżywką i świetnie sprawdza się przy myciu metodą OMO. Mogłyście już ją zobaczyć m.in w denku :)


Dwa żele i balsam z nowej edycji limitowanej. Mimo, że żeli i balsamów to ja mam pełno to przybyły kolejne. Sama nie wiem jak ja to wszystko zużyję. Dodam, że balsam mango ma taki sam zapach i konsystencję jak balsam z zeszłorocznej edycji. Wydaje mi się, ze to ten sam produkt, ale w nowym opakowaniu. 


Jakby balsamów mi było mało to jest jeszcze jeden. Jest to balsam pod prysznic i jest on odpowiednikiem balsamu z Nivea. Ma nawet podobny zapach. Tego balsamu z Nivea nie miałam, ale zawsze chciałam go wypróbować, więc jestem ciekawa jaki będzie ten z Balei. A ostatnią rzeczą jest woda w sprayu, którą zostawię sobie na wakacje. Na wakacje będzie idealna :)

Ledwo je upchnęłam do szafki. Już mi miejsca brakuje. To się nazywa uzależnienie.
Ciąg dalszy historii o pędzlu Ebelin

Ciąg dalszy historii o pędzlu Ebelin

Pamiętacie jak niedawno pokazywałam Wam post o pędzlu firmy Ebelin, który całkowicie się rozwalił.
Dla przypomnienia wklejam zdjęcie, a sam post znajdziecie TUTAJ.


Za Waszą radą w komentarzach postanowiłam złożyć reklamację. Niestety do DM-u mam trochę daleko dlatego zrobiłam to przez formularz reklamacyjny na stronie DM. I tutaj szczególne podziękowania należą się laosoa, która pomogła mi w napisaniu maila po niemiecku. Tym samym uświadomiłam sobie, że dwa lata po maturze z niemieckiego praktycznie nic mi po niem nie zostało :D

Nie wiązałam z tym dużych nadziei, zwłaszcza że odpowiedź nie nadchodziła. Dlatego kompletnie zapomniałam o całej sprawie i stwierdziłam, że raczej się tym nie zainteresowali i żadnej odpowiedzi już nie dostanę. Ale po prawie miesiącu w mojej skrzynce mailowej znalazłam odpowiedź od serwisu DM.

Zaoferowali mi wtedy kupon do wykorzystania w dowolnej drogerii DM. Zgodziłam się na tą propozycję i podałam im swój adres. Nie do końca wiedziałam czy wyślą mi ten kupon mailem do wydrukowania czy pocztą. I tak oto dzisiaj, po jakichś 3 tygodniach, w mojej skrzynce znalazłam list ze znaczkiem DM. Oczywiście od razu go otworzyłam, a w nim znalazłam dwa listy, w tym jeden, który pełni rolę kuponu na 5 euro do wykorzystania w dowolnej drogerii DM na terenie Niemiec.


Trochę to zajęło, ale warto było. Chociaż to tylko pędzel i nie był jakoś bardzo drogi, ale przynajmniej postarali się to jakoś zrekompensować. Uważam, że należy im się za to naprawdę wielki plus. Myślę, że w Polsce nie mogłabym an to liczyć. Czasami jest problem z zareklamowaniem butów np. w CCC bo twierdzą, że wina leży po stronie klienta. Dlatego wielki szacunek dla DM za podejście do klienta.

Cztery Pory Roku- krem glicerynowy do rąk wiśnia japońska, czyli moja nowa kosmetyczna miłość :)

Cztery Pory Roku- krem glicerynowy do rąk wiśnia japońska, czyli moja nowa kosmetyczna miłość :)

Przyszła wreszcie pora na recenzję pierwszego produktu, który znajdował się w cudownym pudełeczku od Cztery Pory Roku. Na pierwszy ogień idzie krem, który towarzyszy mi codziennie i jest ze mną niemal wszędzie :)


Mowa tu o kremie glicerynowym o przecudnym zapachu wiśni japońskiej. Z kremami tej firmy miałam już okazję nie raz się spotkać, ale bardzo dawno już ich nie używałam. I sama nie wiem dlaczego, ponieważ kremy te są naprawdę bardzo dobre.
Dzięki tej współpracy miałam okazję do nich wrócić i przypomnieć sobie za co je lubię i na nowo je pokochać.

Ten krem to nie jest żadna nowość, jest dostępny już dosyć długo na rynku, ale różnicą jest to, że jest to pomniejszona wersja tego kremu. Tubka jest mała, wygodna,miękka, dzięki czemu łatwo wydobyć produkt, a pojemność pomniejszonego opakowania to 50ml. Opakowanie jest naprawdę bardzo zgrabne, zajmuje niewiele miejsca, dlatego możemy je mieć zawsze przy  sobie i zmieści się nawet do małej torebki. Ja ten krem mam zawsze na biurku przy łóżku, jak gdzieś wychodzę to wrzucam go do torebki, tak więc zawsze jest ze mną.

Konsystencja kremu jest lekka, szybko się wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy za co daję mu ogromny plus. A zapach ma nieziemski. Po prostu cudo. Jest subtelny, delikatny, przyjemny i nie duszący, a do tego dosyć długo utrzymuje się na dłoniach. Już dawno nie miałam kremu do rą, którego zapach podobał mi się aż tak bardzo. Aż czasami siedzę i wąchał dłonie po posmarowaniu nim.  W składzie zawiera m.in witaminę F, olej canolla, glicerynę i wiśnię japońską.


A jak jest z jego działaniem ? A więc kremik ten bardzo dobrze nawilża, wygładza i zmiękcza dłonie. Są po nim bardzo delikatne, mięciutkie i przyjemne w dotyku. Czego chcieć więcej ? Pewnie pomyślicie, że go tak zachwalam bo dostałam go za darmo. Tak dostałam go za darmo, ale to nie zmienia faktu, że się w nim zakochałam od pierwszego użytku. Zapewne wrócę do niego jak się skończy i za własnie pieniądze go kupię. A trzeba przyznać, że cenę ma zachęcającą bo ok 3zł, a jego większa wersja to koszt ok 4-5 zł (130ml). Do tego jest bardzo wydajny, dzięki swojej lekkiej formule bo naprawdę nie trzeba go dużo nakładać, aby wystarczyło na całe dłonie. Nie uczulał ani nie podrażniał. Idealny do codziennego stosowania, czy do użytku po każdym kontakcie z wodą.


Dodam jeszcze, że roku cierpię na różnego rodzaju uczulenia i na moich dłoniach co jakiś czas pojawiają się różnego rodzaju wysypki, skóra robi się czerwona, szorstka, robi mi się taka skorupa i czasami nawet zaczyna pękać (sama nie wiem czy to aby nie jest AZS). Czasami mogliście zobaczyć moje zaczerwienione dłonie na zdjęciach ze zdobieniami. Dlatego ciągle jestem pod opieką alergologa, co chwilę dostaję jakieś nowe maści. Tak, wiec moja skóra jest bardzo wymagająca i po tych wszystkich maściach, po całym leczeniu była bardzo zniszczona, szorstka i stosuję dużo kremów nawilżających, przeznaczonych dla alergików i dla osób z AZS. Ciągle nie mogłam się pozbyć tej suchej i szorstkiej warstwy z wewnętrznej strony dłoni, a do tego była ona trochę pomarszczona i wyglądała na skórę osoby dużo starszej niż jestem. W momencie, gdy zaleczyłam maściami wszystkie objawy to zaczęłam smarować je tym kremem. Już wtedy poczułam, że zaczyna robić się gładsza. Potem do tego dorzuciłam dosyć częste peelingi dłoni, żeby trochę złuszczyć tą suchą warstwę, przy czym ciągle smarowałam dłonie tym kremem. Dzisiaj jest już o wiele lepiej. Moje dłonie są bardzo gładkie i delikatne, skóra jest jeszcze trochę pomarszczona, ale nie jest to już aż tak widoczne. Dawno nie miała tak ładnej i gładkiej skóry dłoni. Od dłuższego czasu nie miałam żadnego zaostrzenia ani wyprysku, ale ciągle się boję, że to wróci i jak tylko dostrzegam coś niepokojącego to od razu sięgam po maści. Ten krem naprawdę pomógł mi doprowadzić moje dłonie do dobrego stanu i za to go pokochałam. Zastrzegam jednak, że zaczęłam go używać na zaleczoną skórę, beż wyprysku, bez żadnych zmian. To nie jest tak, że to cudowny lek na alergie. Jak już mówiłam używałam go w momencie zaleczenia skóry, która po tych wszystkich zmianach alergicznych, lekach i maściach była strasznie sucha, pomarszczona i jej wierzchnia warstwa tworzyła taką suchą jakby skorupę. I ten krem w połączeniu z peelingiem sprawdził się rewelacyjnie. Od tego momentu zasługuje na miano mojego ulubieńca !



I tak oto zakończę ten jakże długi post :) Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam.
Denko, czyli z czym się pożegnałam w marcu...

Denko, czyli z czym się pożegnałam w marcu...

Po długim czasie w końcu dokończyłam tego posta. Zaczęłam kilka godzin temu, ale sąsiedzi robią remont i ci "fachowcy" tak wiercili i kuli, że nam tynk w pokoju odleciał. Na szczęście w poniedziałek przyjdą nam to naprawić. Normalnie masakra. Właśnie wtedy byłam w trakcie pisania i jakoś nie mogłam do tego wrócić i dokończyć. Na szczęście po kilku godzinach się udało i tak oto post jest już na blogu.

Jak co miesiąc przyszedł czas, aby podsumować zużycia. Co się sprawdziło, a co okazało się totalnym bublem ? Przekonacie się czytając tego posta...


Nie ma tego aż tak dużo, ale jednak kilka produktów się nazbierało :)


Alverde peeling z wiórkami kokosu i kwiatem lotosu- już na wstępie mogę powiedzieć, ze z tym produktem to się nie polubiliśmy i się więcej nie spotkamy. Po pierwsze peeling ma strasznie rzadką i taką "glutowatą" konsystencję, która bardzo mi nie odpowiadała. Na początku od razu sprawdziłam czy nie jest przeterminowany bo nie wyglądało to fajnie. Do tego opakowanie ma dosyć duży otwór przez który wypływa produkt i jak tylko chciałam go nałożyć na rękę to przez opakowanie i jego konsystencję strasznie dużo mi go wypływało. Kolejną rzeczą jest to, że peeling nie zawiera drobinek tylko wiórki kokosowe, które praktycznie w ogóle nie spełniały swojego zadania. Peeling jest bardzo delikatny i ja jako osoba przyzwyczajona do mocniejszych peelingów prawie wcale go nie czułam. Praktycznie wcale nie wygładzał i nie ścierał martwego naskórka, dlatego używałam go bardziej jako żelu do kąpieli. Ja peelingów najczęściej używam w lecie, ale tego produktu latem to w ogóle sobie nie wyobrażam. Do tego miał strasznie nieprzyjemny i duszący zapach. Nie polecam i na pewno po niego nie sięgnę po raz kolejny.

Alverde szampon do włosów z hibiskusem i aloesem- szampon bez silikonów, przeznaczony do włosów suchych i zniszczonych, który ma za zadanie je nawilżyć i zregenerować. Ma przezroczystą, lekko żelową konsystencję i łagodny zapach. Dobrze oczyszczała włosy, nie obciążał ich, nie plątał i nie niszczył. Niestety słabo się pienił i potrzebowałam dosyć sporą ilość szamponu do dokładnego umycia całych włosów, przez co był mało wydajny. Czy nawilżał, tego nie wiem, ponieważ raczej nie stosuję samych szamponów bez żadnych odżywek. Tak jak w przypadku innych szamponów z alverde czy balei moje włosy nie przetłuszczały się tak szybko. Na pewno jest to ogromnym plusem, ponieważ nie wyobrażam już sobie codziennego mycia włosów, tak jak to miało miejsce jeszcze w liceum, zwłaszcza że są już dosyć długie, a takie mycie jest męczące i czasochłonne. Do tego jest tani, niestety słabo dostępny, nie podrażniał skóry głowy, ale w składzie ma alkohol, więc radzę na niego uważać. U mnie szkód nie sprawił. Może do niego wrócę, jeszcze nie wiem, na razie chcę jeszcze wypróbować inne szampony z alverde i balei.

Batiste suchy szampon do ciemnych włosów- produkt, który pojawia się u mnie praktycznie w każdym denku, więc nie ma chyba potrzeby Wam go przedstawiać. Jak zawsze powtórzę, że jest to bardzo dobry produkt do odświeżenia włosów, gdy chcemy wyjść z domy, a nie mamy czasu na mycie. Suchy szampon lekko odświeża włosy, wizualnie wyglądają świeżo, lekko je unosi i jest wydajny bo przy regularnym używaniu (zwłaszcza do grzywki) starcza mi na miesiąc. Do tego wersja do włosów ciemnych nie pozostawia na moich włosów białego osadu. Jest to produkt, który zawsze u mnie jest i nie wyobrażam sobie już życia bez niego. To taki mój must have :D


Cztery Pory Roku zimowy peeling do rąk- ten produkt doczekał się już swojej osobnej recenzji, którą znajdziecie TUTAJ. Używałam go bardzo nieregularnie, ale bardzo go polubiłam i mam już w zapasie drugie opakowanie. Jest wydajny, nie potrzeba zbyt dużej ilości peelingu, aby wykonać dokładny peeling dłoni. Używałam go sporadycznie, ale dlatego, że dłonie często peelinguje się podczas peelingu ciała czy twarzy. Fajnie sprawdza się przy robieniu manicure, już po opiłowaniu paznokci, odsunięciu skórek nakładam peeling jakąś maskę czy krem i czasami dodaję do tego zabieg parafinowy. Dłonie są po nim bardzo gładkie, a do tego peeling ma niesamowity zapach. Jest dosyć delikatny, słabszy od peelingu do ciała, ale peelingi do dłoni są zazwyczaj delikatne. Ma fajny skład i bardzo praktyczne opakowanie. Uwielbiam ten produkt Świetnie sprawdził się po zaleczeniu mojego uczulenie, gdy moje dłonie były szorstkie, pomarszczone i dosyć często wykonywałam wtedy peeling, że by zetrzeć trochę tą szorstką warstwę skóry. Moje dłonie są teraz dużo gładsze i ładniejsze. 

Fusswohl krem do stóp z 10% mocznikiem- bardzo przyjemny kremik, ładnie nawilżał i wygładzał moje stopy, pozostawiał delikatny film na skórze, który musi się wchłonąć, ale zdecydowanie nie jest tłusty. Używałam go głównie na noc, jak już byłam w łóżku, właśnie ze względu tej lekkiej warstwy na skórze. Resztę kremu często wsmarowywałam w dłonie, żeby już nie latać do łazienki i też je ładnie wygładzał. Jest bardzo tani (ok 4 zł) i wydajny. Zapewne jeszcze do niego wrócę :)

Ziaja maska anty stres z glinką żółtą- maski z ziaji uwielbiam, po tej masce moja cera była gładka, nawilżona, miękka, odświeżona i zregenerowana. Dodatkowo koi i łagodzi, delikatnie rozjaśnia i wyrównuje koloryt. Nie podrażnia, ma przyjemny zapach, starcza na jakieś 3 użycia, nie zapycha, nie uczula i jest łatwo dostępna oraz bardzo tania. Polecam, ja na pewno po nią nie raz sięgnę. Recenzja tej maski ukazała się też w TUTAJ.

Marion peeling z ziarenkami z winogron- recenzję znajdziecie TUTAJ. W tym peelingu urzekł mnie przede wszystkim zapach. Jest delikatny, nie posiada dużej ilości drobinek peelingujących, ale jest to peeling do cery suchej i normalnej, więc musi być delikatny (do takich typów cery zalecane są peelingi enzymatyczne). Cera jest po nim gładka, delikatnie oczyszczona i wygładzona. Nie wysuszał, nie wywoływał podrażnień, , ani zaczerwienień. Mimo wszystko nie wiem czy do niego wrócę, ponieważ wolę mocniejsze peelingi i mam już swoje ulubione peelingi. 


Rimmel Match Perfection korektor pod oczy- ten korektor bardzo lubię i często po niego sięgam, mam już nawet kolejne opakowanie w zapasie. Świetnie sprawdza się pod oczami jest lekki, nie roluje się, ma lekkie krycie, więc może być zbyt słaby dla osób z dużymi problemami w tej okolicy, jest trwały, daje naturalny efekt, dobrze radzi sobie z zaczerwienieniami, jest naprawdę baaaardzo wydajny i znajduje się w bardzo praktycznym i wygodnym opakowaniu. Niestety jak już pisałam może nie sprawdzić się w przypadku dużych problemów pod oczami, ja na szczęście nie mam potrzeby dużego krycia i to co jest dużym minusem to odcienie. Dostępne są tylko dwie wersje kolorystyczne, przy czym jaśniejszy kolor, nie jest aż tak jasny i może być za ciemny dla typowych bladziochów. Ja jestem dosyć bladą osobą i dla mnie mógłby by też ciut jaśniejszy, ale mimo to ładnie się dopasowywał i wtapiał. Dlatego zdecydowałam się na kolejne opakowanie. 

Eveline Big Volume Lash tusz do rzęs pogrubiający- tusz posiada silikonową szczoteczkę, którą nie wszyscy lubią, ja jednak lubię zarówno tradycyjne jak i silikonowe szczoteczki. Kupiłam go pod wpływem pozytywnych opinii i niestety trochę się rozczarowałam nim. Szczoteczka ładnie rozprowadza produkt, nie skleja rzęs, efekt pogrubienia jest delikatny, tak samo jest w przypadku wydłużenia. Daje naprawdę delikatny efekt i trzeba nałożyć kilka warstw, żeby uzyskać zamierzony efekt. Ja pomimo, że mam dosyć długie i ładne rzęsy, jestem niezadowolona z efektu jaki daje. Z czasem zaczęłam się posiłkować drugim tuszem. A najgorszym minusem jest trwałość. Tusz się osypuje i z każdą godziną jest go coraz mniej na rzęsach. Myślałam, że chociaż fajnie sprawdzi się na dolnych rzęsach, ponieważ fajnie się niem malowało i nie robiłam sobie nim czarnych plam pod oczami, ale niestety tam też się nie sprawdzał. Tusz się rozmazywał i po kilku godzinach miałam czarne plamy pod oczami !! Temu tuszowi mówię nie, nie i jeszcze raz zdecydowane nie !!!!! 


Jak Wam idzie zużywanie produktów ? U mnie już powoli kolejne się kończą :D

A już wkrótce recenzja pierwszego produktu z pudełeczka od Cztery Pory Roku :)

Pierwsze urodziny bloga (i to nie jest żart :D)

Dokładnie rok temu, pierwszego kwietnia w prima aprilis światło dzienne ujrzał mój pierwszy, prawdziwy i na poważnie prowadzony blog. Jak się okazało to nie był żart z tym blogiem bo właśnie obchodzi on swoje pierwsze urodzinki. Jak ten czas szybko zleciał, naprawdę nie wiem kiedy to minęło. Mam wrażenie, że dopiero co go założyłam, a tu już rok jestem z Wami. Dziękuję Wam za ten rok, za to, że jesteście ze mną, że jest Was coraz więcej i za to, że uczestniczycie w życiu tego bloga bo bez Was by go nie było. Cieszę się, że mam dla kogo pisać.



Z racji tego, że to już rok to trzeba by go jakoś podsumować, najlepiej liczbowo :)

Liczba obserwatorów: 336

Liczba odwiedzin: 61 238

Liczba postów: 119

Razem napisaliśmy: 4022 komentarze

Post cieszący się największą popularnością to recenzja effaclar duo


Nie sądziłam, że to się tak potoczy i po roku będę miała aż tak duże statystyki aż tylu obserwatorów. Dla niektórych to może wydawać się mało, ale jak dla mnie jest to ogromna liczba, nie sądziłam, że będę mieć po roku chociaż połowę tych obserwatorów, komentarzy czy odwiedzin. I ciągle cieszy mnie każdy nowy obserwator, każde nowe wejście i każdy nowy komentarz. Mam nadzieję, że jeszcze nie jeden rok przed nami i jeszcze nie jedna osoba dołączy do grona moich czytelników. Dziękują Wam wszystkim za cały ten rok, a zwłaszcza moim stałym czytelnikom :)

Copyright © 2014 Moja Kosmetyczna Pasja , Blogger